O tym, jak wielki wpływ na nasze nastroje i ogólne samopoczucie ma klimat panujący we wnętrzach – mówić wiele nie trzeba. Napisano już tony podręczników i – mniej lub bardziej rozsądnych – poradników o tym, jak wybierać kolory oblepiające ściany i na jakie meble czy dodatki do domu należy się decydować, aby aranżacja sypialni czy pokoju dziennego sprzyjała naszemu humorowi. Według zawartych w takich publikacjach porad – najlepiej oddziałują na nasze nerwy wnętrza subtelne, utrzymane w pastelowych tonacjach i wypełnione dodatkami zbudowanymi w oparciu o naturalne materiały – wypisz wymaluj styl skandynawski. Pobudzająca i nadająca witalności aranżacja wnętrz powinna być z kolei żywiołowo kolorowa, energetyczna, bardzo optymistyczna. W tym wypadku – najlepiej sprawdzają się kolory, meble i dekoracje wnętrz utrzymane w tonacji wesołego popartu – plastikowe gadżety, kolorowe ściany, ciekawe obrazki i grafiki.
Wszystko fajnie, wszystko pięknie! Tyle tylko, że wymienione propozycje designu – opisane w modnych, ale niekoniecznie mądrych podręcznikach i poradnikach – są skrajnie różne, umiejscowione na odległych biegunach różnych stylistyk i konwencji. Według takich publikacji – konkretne, domowe wnętrze ma być jakieś: odprężające, pomagające w zasypianiu i relaksujące lub – wręcz odwrotnie – pobudzające, motywujące, energetyzujące. Nie ma tu półśrodka. Bo w poradnikach nie ma miejsca na propozycje dla fanów klasyki i stonowanej elegancji. Dlaczego? Bo klasyka i elegancja rozumiana w tradycyjnym wymiarze nie jest trendy, trąci myszką i zaprzecza wszystkim, modernistycznym konwencjom. A przede wszystkim – jest banalnie staroświecka i w niemodny sposób sentymentalna. Przynajmniej w teorii.
W praktyce – klasyka wciąż jest ponadczasowa, w pożądany sposób dystyngowana i niezwykle atrakcyjna. Niestety, klasyczny wystrój wymaga też specjalnych środków – w innym wypadku łatwo jest zamienić docelowo elegancką jadalnię czy męski, „poważny” gabinet w babciną jadłodajnię czy składzik zakurzonych książek i papirusów.
Aby klasyczny wystrój wnętrz nie był z lamusa, tylko w pożądany sposób retro – dobrze jest postawić na sprawdzone rozwiązania i bardzo gustowne dekoracje – nawiązujące to cenionych stylistyk, cechujące się niezwykłym kunsztem wykonania i bardzo dobrą jakością. Najgorszym błędem będzie inwestowanie w tanie odpowiedniki tradycyjnych dekorów – gabinet urządzony na elegancką, klasyczną modłę nie może być przecież wypełniony ekonomicznymi podróbkami i niefunkcjonalnymi atrapami! W tej konwencji – mniej znaczy więcej. Dlatego lepiej jest wydać małą fortunę na – na przykład – gustowną ramę do lustra, ciekawe reprodukcje czy eleganckie zegary, niż na całą kompanię ekonomicznych, ale w gruncie rzeczy kiczowatych gadżetów, udających tylko dekory z epoki.
Dobrze jest też unikać akcesoriów aż na wyrost klasycznych. A przynajmniej – unikać ich w zbyt dużym natężeniu. Owszem, secesyjna lampa na pewno pięknie sprawdzi się w takim klasycznym aranżu, ale gdy wyeksponujemy ją w towarzystwie neoromantycznego świecznika, wielkiej (i marnej) reprodukcji gołej baby Alfonsa Muchy i kryształowego lustra w złotej ramie rodem z „późnego rokokoko”, to zamiast zaplanowanej stonowanej elegancji – uzyskamy muzealny bajzel.